Narciarstwo po 80-tce – list z Norwegii

Dawny gliwiczanin Przemysław Zagierski, w koronawirusowych czasach, przysłał bardzo ciekawy i znamienny list, w którym na koniec chce zainspirować swoich narciarskich przyjaciół z Gliwic do spotkania w Szczyrku. Wspaniała lektura! /BN/

“Witaj Redaktorze!

Miło czyta się o narciarskich sukcesach i wspomnieniach  z młodych gliwickich lat. Ja też wpisałem się na tą Waszą stronę. Mam już 86 lat i czuje to, na schodach, przy podbieganiu do autobusu, czy trudnym zakładaniu skarpet. Ale na stoku czuję się jeszcze jak wysportowany 40-sto latek. Na nartach jeździłem i nadal jeżdżę, ale bez jakichkolwiek sukcesów, aż nagle przypadkowo, razem z Grażyną w 2018 roku odnieśliśmy wielkie sukcesy na Światowych Zimowych Igrzyskach w Krynicy organizowanych przez Wspólnotę Polską. 

Ale po kolei – my tu w Oslo jesteśmy aktywnymi Polakami. Ciągle organizujemy jakieś polonijne spotkania i imprezy. Na przełomie 2017-18 zaprosiliśmy po raz trzeci, do Oslo, Zespół Górali z Zakopanego, który prowadzi Jasiek Karpiel Bułecka. Zaprosiliśmy Teatr Lalek z Torunia, żeby dzieci z polskich rodzin, poznały nasze legendy (Krak, Sawa i inne). W wydatkach na takie imprezy wspomaga nas finansowo częściowo Wspólnota Polska, ale na wszystkie wydatki wymaga FAKTUR. Nie zawsze jest to dla nas możliwe. Uznają pisemne oświadczenia podpisane własnoręcznie przez co najmniej dwie osoby, a my mieliśmy wiele takich załączników – za drogie parkingi przy lotnisku, za ekstra bilety lotnicze na instrumenty muzyczne (wiolonczela i inne), za paczkę z ciupagami i drugą z góralskimi pasami. Nie wspominam już o dekoracji Teatrzyku Lalek. Rozliczaliśmy się w styczniu 2018 z Księgowym internetowo i telefonicznie, ale w ten sposób nie dało się przygotować własnoręcznych podpisów pod oświadczeniami. Byliśmy w pełnym sezonie narciarskim, a po jeździe na nartach, nie mieliśmy głowy do tych wszystkich biurokracji, o czym, telefonicznie mówiliśmy Księgowemu w Warszawie. On jednak wymyślił sposób dla obu stron możliwy – przyjedźcie w marcu na Zimowe Światowe Igrzyska (Polonijne) do Krynicy, to podpiszemy wszystkie umowy i pojeździcie na nartach, w ramach organizowanych tam Igrzysk.

Gdy zdecydowaliśmy się pojechać, to na naszych  „górkach” na Holmenkollen, zaczęliśmy podpatrywać  klubowe treningi – najpierw na krótkich tyczkach (ca. 1 metr), gdzie pytałem trenera jak dzisiaj trzeba jeździć? Pamiętałem trochę jazdy na tyczkach, kiedy prawą tyczkę bramki uderzało się prawą ręką, ale kiedy próbowałem „nowocześnie” uderzać lewą, to często tyczką dostawałem mocny cios po twarzy – dobrze że miałem mocne gogle. Wtedy zrozumiałem, że choć chciałem się nauczyć tej dla mnie nowej jazdy, nie było na to już czasu i na razie koniec z próbą jazdy po bramkach. Polecieliśmy więc do Krakowa, gdzie były podstawione specjalne autobusy dla ponad 650 zawodników polskiego pochodzenia z całego świata. Byli to narciarze biegowi i slalomiści, oraz duża grupa łyżwiarzy. Na miejscu podzielili nas na grupy wiekowe, oboje z Grażyną startowaliśmy w grupie seniorów, a że nie zgłosiliśmy się wcześniej, to numery mieliśmy ponad 70. Oboje jeździmy na Voelklach typu FullRocker RTM, ja 84 a Grażyna na 76 ( to jest szerokość narty pod butem). Jeździliśmy już na tych nartach trzeci sezon. To jest następna narta po carwingach, dla nas jeżdżących dla przyjemności jest bardzo łatwa w skręcaniu, jest zupełnie płaska, nie ma wstępnego nacisku do podłoża, robiąc na niej skręty nie trzeba podskakiwać, żeby ją odciążać. Gdy tylko je kupiłem, to pokazałem naszym norweskim zawodnikom na treningu, jaką to mam wspaniała nartę. Oni powiedzieli, że ją znają, ale ona nie pozwala na przyśpieszenie przy wyjściu z bramki, a więc bardzo mnie zasmucili. Dobrze więc, że ja nie jeżdżę po bramkach. Po rozliczeniu się z wydatków na norweskie imprezy z Księgowym Wspólnoty Polskiej, pojechaliśmy na rozjeżdżanie na Jaworzynę. Tam są wspaniałe zjazdy (dla emerytów), więc wśród tych zagranicznych Polaków byliśmy zupełnie nieźli.

Oficjalna impreza zaczęła się po południu w centralnej pijalni wód mineralnych. Alfabetycznie ustawiano ekipy, przy których organizator ustawiał kogoś z narodową flagą i tablicą z nazwą kraju. Nas z Norwegii było tylko dwoje, a mnie 84-latka, za moją zgodą w megafonach i w telewizji uznano za najstarszego zawodnika zawodów. Zaczął się więc przemarsz przed trybuną z oboma Marszałkami Sejmu i Senatu oraz kilku ministrów i władze Krynicy. Największą grupę chyba stanowili Szwedzi (chyba ponad 40-tu), wielu też było z Kanady, zwłaszcza łyżwiarzy. W pierwszym dniu rozjeżdżanie-był dobry śnieg, ale mróz 20o, no i co najważniejsze podglądaliśmy rywali, którzy umieli jeździć bardziej sportowo. W drugim dniu, były dwa przejazdy slalomu, który był dosyć długi. Wieczorem w hotelu była „Duża Gala” z góralską orkiestrą, śpiewami i tańcami, no i oczywiście odczytanie wyników slalomów. Najpierw dzieci, potem dorośli, najpierw Panie potem Panowie no i wreszcie seniorzy, powyżej 65-tki. Grażyna zajęła drugie miejsce -srebrny medal- a ja pierwsze miejsce i „złoty medal”. Nie mogliśmy w to uwierzyć, więc pytaliśmy tych naszych rywali, dlaczego byliśmy od nich lepsi, przecież oni po bramkach jechali ciasno przechylając większość bramek. Sprawa się wyjaśniła, że trasa było dla nich za długa i pomimo 6-7 dniowego treningu w swoich krajach to od połowy trasy musieli kombinować, żeby w obu przejazdach jakoś dojechać do mety. My natomiast w tym dniu startu, byliśmy po 55 dniach jazdy na Holmenkollen i za metą mogliśmy nadal jechać dalej, czyli wygraliśmy kondycją, a nie techniką. (W sezonie, który u nas bywa od połowy grudnia do 15 kwietnia to jeździmy między 11oo a 14oo  i w sumie 60-70 razy).  W drugim dniu były dwa przejazdy giganta, który był również bardzo długi, jak dla takich niedzielnych narciarzy, więc wszystko się powtórzyło. Grażyna wygrała Gigant a ja byłem drugi. Było nas tylko dwoje z Norwegii, ale przywieźliśmy dwa złote i dwa srebrne medale. Wypatrzył te nasze sukcesy „Oldboy-ów” nasz znajomy Tomek Kurdziel, który wydaje NTN i zaprosił na testowanie nart w Austrii w Kaunertal. Byliśmy tam w marcu 2019 r, by testować narty (chyba dla emerytów). Grażyna po prostu sobie jeździła na różnych deskach, ja natomiast twardo testowałem (chyba 15 par). Różnie na nich się jechało, ale jedne, kiedy tylko pomyślałem o skręcie, to już same skręcały. Postanowiłem więc te narty kupić i mam je już od połowy grudnia. U nas, nie było długo śniegu, który spadł dopiero 20 stycznia 2020 roku. Czekacie na pewno, co to za narty, które tak dobrze pode mną “chodziły” – to  SALOMON S/MAX BLAST 170 cm. Nie wiem, czy one wszystkim emerytom będą tak pasowały, ja będę miał na nich dobrą zabawę i będą to zapewne już ostatnie narty w moim życiu.

Pozdrawiam wszystkich gliwickich narciarzy, których znałem i tych, którzy mnie znali, ale jest nas już coraz mniej. Kiedyś mówiło się „biorą z naszej półki”, ale ja na tej mojej półce zaczynam być samotny i to jest przykre. Kiedy wreszcie spadł śnieg, to nas trochę rozweselił. A spadł wreszcie w lutym i rzeczywiście te narty jechały i skręcały pode mną wspaniale, ale w połowie marca odwiedził nas Koronawirus, wszystkie wyciągi stanęły, więc w tym sezonie nie pojeździliśmy za wiele. Nie wiemy czy w zimie 2020/2021 będziemy jeszcze jeździć na nartach, bo na tej naszej wiekowej półce coraz luźniej i nie potrzeba wielkiej choroby, żeby ją opuścić. Jeżeli jednak uda się dożyć do następnego sezonu, to marzy mi się kilkudniowe spotkanie gliwickich narciarzy w Szczyrku, blisko wyciągu, tych co już nie jeżdżą i tych co jeszcze mogą jeździć, a skończyli przynajmniej 75 lat.

Łączę dużo pozdrowień,

Przemysław Zagierski”

 

Warto też zaglądnąć:

XIII Światowe Igrzyska Polonijne 2018

 

Przemysław Zagierski – Narciarskie wspomnienia gliwickiego narciarza