Z Andrzejem Małkiem cz. II

Z Andrzejem Małkiem na spotkaniu w jego domu w Bielsku-Białej, 30 września 2019

notują Bayan Zbigniew Sokalski i Bogusław Nowakowski

część II

AM: Przyznam się, że myślałem, żeby zrobić “50-lecie bis”. Niedawno rozmawiając  z pewnym Słowakiem skiturowcem, idąc granią Deresi w pięknym słońcu, uświadomiłem sobie, że już szkolę ponad 50 sezonów. Myślałem, żeby może zrobić wśród najbliższych przed- lub po- sezonowe spotkanie. Rozmawiałem z kilkoma osobami, ale aplauzu i entuzjazmu nie było, więc mój entuzjazm też zginął. Ale wierzę, że po tym sezonie narciarskim “50- tkę na bis” zrobię. Już wrzucam termin: pierwszy weekend listopada 2020 – Magurka, Szyndzielnia, a może Zagroń lub D.W. IZA w Szczyrku? Chętnie wysłucham opinii wszystkich /a_malek@wp.pl/ i zapraszam Was, Mistrzynie i Mistrzowie, gdziekolwiek jesteście rozrzuceni po świecie – Gosiu, Zosiu ,Basiu ,Ewo , Wojtku , Maćku “Łylli”, Bogdanie….

Ja bardzo lubię pracować, ale na pewne sprawy muszę mieć czas – 2 godziny na trening i gimnastykę, później basen i sauna – też 2 godziny, więc razem 4 godziny wyrwane z całego dnia.

Na Magurce (gdzie mieliśmy spotkanie na 50-tkę) jest teraz, stworzony za pieniądze unijne, ośrodek narciarstwa biegowego. Zrobiono bardzo dobrą trasę biegową na górze, z ratrakiem, którym jeździ były olimpijczyk Tadek Pawlusiak i trenuje klub LKS Bystra. Wygląda to bardzo dobrze, o ile jest śnieg. Prawie codziennie, po nartach na Beskidzie Sport Arena, jadę właśnie tam.

Czas płynie szybciej niż nam się wydaje. Ci, którzy odeszli, wydają się na ciągle bardzo bliscy. Tak właśnie w żlebach na Lukowej, gdy zjeżdżam tam co roku w kwietniu , widzę przed oczami jak jedzie Grażyna Rzewniś charakterystycznym dla niej mocnym i dynamicznym  zakrawędziowaniem. To jest kwintesencja śmigu hamującego, na twardych warunkach, wąskim żlebie i stromiźnie, gdzie nie można sobie pozwolić na inne działanie. “Rzewniśka” to miała. Podobnie  w żlebach Deresii (masyw Chopoka) widzę “Przelaka” Marcina Przelaskowskiego, a w Junior hotel Bjornson –  Jacków: Lipowskiego  i Studenckiego, Mariana Drewnioka – kierownika agencji BPiT Almatur w Gliwicach, dzięki któremu pierwszy raz pojechaliśmy pod Chopok, “Koriego” prezesa AKN Lublin, grającego na gitarze sikoreczkę sambę i jeszcze paru ….

Niedawno byłem na Skrzycznem sprawdzić jak szybko wchodzę pieszo, a nie na skiturach i patrzyłem, jak się ta góra przeobraża. Podchodziłem “Damską”. Gdy stanąłem koło buka na Jaworzynce, pomyślałem – jak tam można było ćwiczyć “krystianię z kroku łyżwowego”, która potrzebuje przecież przestrzeni, a tam już jej przecież nie ma, bo wszystko zarosło, tylko buk został. Schodziłem “Męską” (FIS) i zobaczyłem, jak ta trasa się zmieniła. Zszedłem do samego Donacia. Nie ma Lewego Skrętu i Piekła, bo ich już nie może być. Wszyscy mają bzika na punkcie bezpieczeństwa. Przy takim natłoku narciarzy, procedury bezpieczeństwa są najważniejsze – zgadzam się z tym. Na wszystkich wyciągach i trasach jesteśmy inwigilowani, czyli kamerowani  – tak dość dziwnie wygląda po 2000 tym roku  ten świat nart zjazdowych. Dlatego przed  kilkunastu  laty zacząłem uprawiać amatorsko skialpinizm i narciarstwo biegowe /prawie zawsze samotnie/.

Przy nartach zjazdowych jest duże niebezpieczeństwo urazów. Przy narciarstwie ski-turowym jest niebezpieczeństwo lawin i upadków. Jest mróz, śnieg, a w Tatrach Niskich, w których jestem od grudnia, też jest zagrożenie lawinowe. Wtedy absolutnie nie wychodzę, słucham bezwzględnie Horskiej Sluzby i TOPRu. W narciarstwie zjazdowym jest w pewnych okresach takie natężenie ruchu, mimo, że trasy co roku są poszerzane, że dopiero gdy się skończą ferie, to mogę swobodnie zjechać te 1000  metrów deniwelacji na pełnym gazie bez zatrzymania /Chopok -Lucki/. Wtedy trasy są też dobrze przygotowane i wytrzymują do godzin południowych dobrą twardość i równość. Miło jest przełknąć na dole ślinę, aby odblokować uszy – tak jak robiłem z “Przelakiem”  i ” Andziem” Andrzejem Łodzińskim z Akn-u Warszawa, jadąc z Kasprowego do Kużnic, jak pamietam, w 1973 roku.

Narciarzom wydaje się, że umieją jeździć. Ale jak  staję w żlebie, to mówię sobie – uważaj umiesz jeździć, ale  Miej Pokorę przed potęgą gór. Może dlatego, poza złamaniem żeber na wyjeździe UCPA  w Argentiere -Chamonix  pędząc  za niedoścignionym BAJANEM /nie wyhamowałem na dole lodowca/   i wybiciem lewego barku w kwietniu 2005 roku na Golgocie /tym razem chciałem dogonić Szafrańskiego/ nie odniosłem żadnych kontuzji. Najbezpieczniejsze jest narciarstwo biegowe, bo ono jest prozdrowotne i na poziomie amatorskim jest najmniej kontuzjogenne. Sprzęt jest bezpieczny, dopracowany, trasy przygotowane i z niewielką deniwelacją. Nie ma prędkości, jest  znacznie mniej  narciarzy niż na trasach zjazdowych. Mnie najbliżej jest na Magurkę i Kubalonkę, a w Tatrach jeżdżę do Szczyrbskiego  Plesa, gdzie są świetne trasy. Na naszych trasach, gdzie jest mało śniegu, nie ma sztucznego,  stąd większe prawdopodobieństwo kontuzji  na zalodzonej trasie. Nie ma tego problemu przy sztucznym śniegu, ale niestety w Polsce takich tras prawie nie mamy. Narciarstwo biegowe jest wybitnie prozdrowotne!

My cieszmy się nartami. Narty dają nam wszystko. Dla mnie były, są i będą wszystkim! Jestem na nich 120 dni w roku,  wkładając cały rok  dużo pracy /z każdym rokiem niestety więcej, bo w tym młodym wieku  występuje  syndrom SKS jak mawia mój przyjaciel, znany też większości  aknowskiej  z I ej Centralnej Szkoły Narciarskiej ZSP który organizowaliśmy jako AKN Firn ZSP Gliwice,  Zygmunt Niedziela/  aby na nich ciągle biegać , skiturować  i zjeżdżać.

opracował Bogusław Nowakowski