Stefan Brońka – Narciarskie wspomnienia cz. I – lata 70-te

w rozmowie z Bogusławem Nowakowskim w  listopadzie 2017

W 1974 roku skończyłem narciarstwo zawodnicze w sytuacji, gdy byłem mistrzem Polski juniorów z 1973 roku. Po maturze złożyłem papiery na AWF w Krakowie.  Jak  okazało się, że z mojej ulicy w Zakopanem 8 osób studiuje na AWF, ojciec przekonał mnie, że jeśli nie chcę być nauczycielem w szkole, muszę wybrać coś innego. Złożyłem więc też dokumenty na Politechnikę Gliwicką, kierując się na AWF w wypadku, gdybym się do Gliwic nie dostał. Gdy zostałem przyjęty na Politechnikę, w klubie była mała konsternacja, bo tracili jednego z dwóch swoich najlepszych zawodników – Jaśka Walkosza i mnie. Gdyby z kadry narodowej  wcześniej wycofali się Andrzej  i Jan Bachleda, Dereziński, Burzykowski, zrobiło by się dla mnie miejsce i wtedy poszedłbym studiować na AWF. To była czwórka, mająca taką pozycję w polskim narciarstwie, że była nie do przeskoczenia. Nie będąc w kadrze narodowej, nie można było zrobić żadnego wyniku. Oni zaczynali od 2-ch jesiennych wyjazdów do Austrii, a ja, jeżdżąc w Polsce, mogłem ich dogonić dopiero w lutym – marcu. Eliminacje do międzynarodowych wyjazdów odbywały się w styczniu, więc na równorzędną kwalifikację nie było szans. Później była nasza grupa młodszych, takich jak: Ciaptak, Pawlica, Trześniak, Bydliński, Dudys, Wykrota, Walkosz, Gajewski. Mocno urosłem i nie miałem siły, w lecie złamałem rękę. Niestety nie udało mi się w klasie maturalnej zdobyć tytułu Mistrza Polski. Jadąc po 1-sze miejsce w slalomie na Nosalu, na 2 bramki przed metą złapałem nartą tyczkę. Nie zrobiłem wtedy żadnego wyniku.

W Gliwicach przez pierwszy semestr mieszkałem u siostry, później w akademiku. Miałem duże zaległości z matematyki i fizyki, uczyłem się i nie myślałem o nartach. Jednak byłem jeszcze czynnym zawodnikiem “Wisły Gwardii Zakopane”. Na ferie świąteczne przyjechałem do Zakopanego, na stok klubowy, gdzie były eliminacje do mistrzostw Polski i eliminacje te wygrałem. Otrzymałem nowy sprzęt – narty, buty, który zabrano mi do Szczyrku. Dziekan, na podstawie pisma z Klubu, podpisał mi zwolnienie z zajęć. Slalom, z Rozwidlenia nad Lewy, zjechałem na 9-te miejsce, ale już gigant z Wieży nad Piekiełko jechałem bardzo słabo, tak, że kibicujące koleżanki się tylko uśmiechały. Później słaby wynik w Pucharze Beskidów zniechęcił mnie do dalszego ścigania się w sezonie. Zostawiałem je sobie jako plan awaryjny na przyszły sezon, na wypadek, gdybym nie zdał sesji.

Zaczął się nowy semestr, na którym miałem zajęcia z WF z mgr Władysławem Zielińskim. Gdy spóźniłem się, po 2 tygodniach, na jego zajęcia, zostałem prawie wyrzucony. Jednak po pokazaniu zwolnienia pan Władysław zaniemówił, gdy zorientował się w sytuacji – był przecież najważniejszą osobą na Politechice w sprawach narciarskich. Od razu musiałem mu wyjaśniać szczegóły, a on poinformował mnie, że w następnym tygodniu, w poniedziałek będzie “Patera” (Mistrzostwa Śląska Wyższych Uczelni o “Paterę Trybuny Robotniczej”). Zawody były jednodniowe, na Dolinach – tego samego dnia slalom i gigant, po jednym przejeździe. I tu rozpoczęło się moje wejście w narciarstwo gliwickie. Autobusem ściągnąłem awaryjnie sprzęt slalomowy. Musiałem jednak przejść test – czy umiem wystarczająco dobrze jeździć! Test organizował Janusz Kucharz w Szczyrku na Kotarzu Waluśce. Skontaktowałem się z Januszem i umówiłem się na stoku na godzinę 11-tą. Znałem Szczyrk, ale tylko w rejonie Skrzucznego, Górnego Szczyrku nie znałem. Umówionego dnia wsiadłem w pociąg, później autobusem dojechałem do końcowego przystanku na Solisku. Poszedłem nie w prawo ścieżką na Waluśkę, tylko w lewo – na Malinów. Po jakimś czasie spotkałem chłopa, który uświadomił mi, że Waluśka, to całkiem w przeciwną stronę. Pokierował mnie na wyciąg, bym nim wyjechał i poźniej przeszedł przez drogę na drugą stronę. W głębokim śniegu, z plecakiem i sprzętem, brnąłem w kierunku odległego wyciągu linowego. Tam okazało się, że moja Waluśka z Januszem Kucharzem jest stokiem jeszcze poniżej. Zjechałem przez przecinkę i na polanie spotkałem już, nieznanego mi wcześniej,  Janusza, który organizował  test. W pierwszym przejeździe przewróciłem się, od razu pod nogi pięknej dziewczyny – Bożenki Szymury. Wywołało to wesołe komentarze. Na treningu byli wtedy: Iwona Pusz, Grażyna Rzewniś, Maryla Suchanek, Janusz Targosz – ekipa, która przygotowywała się do “Patery”. W kolejnych przejazdach wygrywałem ok. 3 sekundy na slalomie 15-to sekundowym i Janusz zatwierdził mnie do reprezentacji. Z gliwiczanami pojechaliśmy na nocleg do Domu Turysty PTTK. Wieczorem przyjechał mgr Zieliński, który życzył mnie i sobie, bym zajął przynajmniej 2 miejsce, za znanym narciarzem-studentem z Bielska – Krzyśkiem Staszkiem “Pudlem”. Następnego dnia wygrałem obie konkurencje “Patery”.

Później chodziłem już na zajęcia sekcji, ale w zawodach AKN-owskich nie mogłem startować, bo musiałem mieć 2 lata karencji. Przyjaźniłem się z Januszem Targoszem i jeździliśmy na studenckie zawody, na których jeździłem czasem poza konkurencją. Później przez cały kojejny rok, bez POL-punktów,  jeździło się pierwszy przejazd z odległymi numerami. Drugi przejazd już można było jechać normalnie, więc ewentualnie wygrać zawody. Bardzo dobrą inicjatywą w tamtym czasie, był grudniowy obóz sekcji na Pilsku. Dawał nam tyle, co kadrze jesienne lodowce. Cały tydzień dobrego jeżdżenia, przy treningach 2 razy dziennie. Pamiętam  trudne warunki pobytu, bez kąpieli, brudną linę wyciągu, powrotną podróż zatłoczonym pociągiem z Żywca. Wspominam stamtąd, nieżyjącą już, Grażynkę Rzewniś, z którą mieszkałem w jednym akademiku, jako bardzo uczynną, zawsze chętnie pomagającą, fajną dziewczynę. Później, na Pilsko przyjeżdżały też w tym okresie kluby z Bielska.

/notował Bogusław Nowakowski/

Dodaj komentarz