Urodziłem się w 1957 roku, a od 1963 roku mieszkałem w Gliwicach. Rodzice na nartach jeździli dość słabo, ale byli osobami aktywnymi i do aktywności zachęcali mnie i siostrę. Czasem wyjeżdżaliśmy z rodzicami zakładowymi autobusami do Szczyrku, ale niezbyt często i nieregularnie. Mając więc kilkanaście lat, za zgodą rodziców jeździliśmy w zimowe niedziele do Szczyrku samodzielnie. Najbardziej pewnym środkiem transportu był, wymieniony we wspomnieniu Maćka Haczewskiego, ranny pociąg do Katowic Ligoty, później przesiadka do Bielska i dalej PKSem do Szczyrku. Była to dość długa podróż, w pociągu dość wygodna, choć w ostatniej części, ze względu na tłok w autobusie PKS, często nieprzyjemna. Z poznanymi w pociągu narciarzami, podobnie jak my jadącymi na narty, przyjaźniliśmy się później długie lata. Powrót zwykle aranżowaliśmy szukając miejsca we wracających do Gliwic autobusach zakładowych. Będąc w liceum, założyliśmy z kolegami klasowy klub narciarski i wyjeżdżaliśmy już bardziej zorganizowani. Należeli do niego, oprócz mnie: Marek Gregorowicz, Andrzej Ozaist i Piotr Antosz. Chcieliśmy być zawodnikami i najchętniej jeździliśmy podchodząc na polanie Jaworzyny w sąsiedztwie pośredniej stacji wyciągu krzesełkowego na Skrzyczne.
Główną i jedyną imprezą sportową w roku był dla nas Puchar Gliwic organizowany przez Gliwicki Klub Narciarski. Pamiętam to jako wspaniałe, bardzo poważne zawody, zawsze dwudniowe. Pierwszego dnia, w sobotę, rozgrywany był slalom specjalny, a w niedzielę slalom gigant. Organizatorzy z GKN, jak pamiętam – Stanisław Dyakowski, małżeństwo Dorosów, Krzysztof Gosiewski, Lidia Zamojska, starali się o jak najbardziej profesjonalny charakter imprezy. Były wcześniejsze zgłoszenia, losowanie numerów startowych, długie slalomy i porządna obsługa sędziowska. Czułem się jak prawdziwy zawodnik, startowałem na Skrzycznem, na trasie FIS i na Beskidku. Moimi rywalami byli oczywiście koledzy z klasy i z innych liceów, a starsi gliwiccy narciarze moimi wzorami i autorytetami. Pamiętam Puchar Gliwic organizowany na stokach Beskidka w Szczyrku, gdzie zająłem dobre miejsce, a gwiazda gliwickiego sportowego narciarstwa – Boguś Szczepański osobiście mnie pochwalił. Pod koniec moich lat licealnych, nauczyciel WF z Liceum V pan Smosarski zorganizował międzyszkolne mistrzostwa Gliwic, w których chętnie z klasowymi kolegami wzięliśmy udział.
Proporczyki i przypinany znaczek zawodów o Puchar Gliwic z lat 1974 – 77
Wycinki z tygodnika ‘Nowiny Gliwickie’ z roku 1974 i 1976
Dzięki Tomaszowi Jękotowi, jeszcze jako uczeń liceum trafiłem do towarzystwa Akademickiego Klubu Narciarskiego FIRN. Chodziłem na zajęcia przygotowawcze na sali prowadzone przez magistra Władysława Zielińskiego. Jako uczeń nie mogłem uczestniczyć w imprezach dofinansowywanych przez uczelnię, ale towarzystwo AKN chętnie przyjmowało mnie na treningach i zawodach organizowanych przez Klub. Pierwszą imprezą w sezonie było zwykle Kryterium Pierwszego Śniegu organizowane na Klimczoku lub na Stożku, gdzie trawa i jagodziny “amortyzowały” braki śniegu, które oczywiście pojawiały się przy bramkach po przejeździe większej ilości zawodników. Gwiazdami AKNu byli wtedy studenci z Bielska-Białej Zbyszek Stanisławski, Marysia Suchanek (później Stanisławska), Janusz Targosz, a także narciarze gliwiccy Janusz Kucharz, Rafał Jękot, Zbyszek i Jadwinia Sokalscy.
Pamiątkowe znaczki jakie otrzymywali uczestnicy zawodów w latach 1975-78
W licealnym okresie rozpoczęła się też przyjaźń z moim narciarskim guru – “Bajanem” Zbigniewem Sokalskim i jego żoną Jadwinią. Byłem częstym gościem ich chaty na polanie Kotarza w Górnym Szczyrku i chętnie trenowałem slalomy na tej polanie. Nie było tam wyciągu, ale ze względu na jej położenie, świetne warunki śniegowe oraz dość stromy stok. Towarzystwo narciarskie jakie tam przychodziło i trenowało, oczywiście podchodząc, to były dla mnie wielkie autorytety. Moim wielkim nauczycielem był Marian Soboński, u którego ceniłem bardzo wnikliwą analizę każdego technicznego problemu narciarskiego. Im też zawdzięczałem możliwość jazdy na nartorolkach na trawie, które wcześniej, dzięki swoim francuskim kontaktom, sprowadzili do AKNu Gliwice. Jeździliśmy na stoku Dębowca pod schroniskiem, gdzie dziś jest trasa z nowoczesnym wyciągiem.
Pamiątkowe znaczki z zawodów i medal z MP AKN 1979
Prezesem AKN Firn był w tym okresie Andrzej Małek, a po nim Jacek Studencki. W organizacji AKN istniała tzw. sekcja sportowa działająca przy AZSie, której trenerem był pracownik Politechniki Śląskiej mgr Władysław Zieliński, a kierownikiem – członek sekcji. Gdy do niej wstępowałem, już jako student, kierował nią Janusz Kucharz, a później ta funkcja przypadła mnie. Wspaniale wspominam grudniowe treningowe obozy na Hali Miziowej, w starym ciasnym schronisku. Jeździliśmy głównie na polanie ponad schroniskiem. Wyciągi były linowe, na które wczepiało się specjalnymi kluczami. Będąc już studentem, tj. od 1976 roku, mogłem startować w studenckich zawodach, które dzięki energii prezesa Małka i członków AKN Firn oraz studentów z innych uczelni, wspaniale się rozwijały. Powstał cykl zawodów AKN-owskich. AKN Olsztyn organizował zawody w Zwardoniu w okresie noworocznym, AKN Kraków w Lubomierzu w styczniu, AKN Wrocław wiosną Karkonoszach, a AKN Warszawa tradycyjnie w Zakopanem. W to wpasowane były mistrzostwa Politechniki Śląskiej, a także oczywiście mistrzostwa Polski Akademickich Klubów Narciarskich. Od roku 1978 zacząłem zajmować dobre miejsca w zawodach AKNowskich. W Mistrzostwach Polski AKN w 1979 zdobyłem złoty medal w slalomie gigancie, który zawdzięczałem swojemu dobremu przygotowaniu siłowemu. Trasa tego giganta rozpoczynała się od wieży na szczycie Skrzycznego, a kończyła na Lewym Skręcie. Miałem czas 1 min 20 sek i wygrałem pierwsze miejsce różnicą 0,02 sekundy!
Aby wydłużyć sezon narciarski, a nie mogąc w okresie “komuny” wyjeżdżać na lodowce, poszukiwaliśmy zalegającego w lecie śniegu w Tatrach. W czerwcu, po zakończonym roku akademickim, jeździliśmy z przyjacielem Piotrem Antoszem, a później, z nieżyjącą już Grażyną Rzewniś, a także ze Stanisławem Widłem, do Pustej Dolinki pod Zamarłą Turnią, mieszkając w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Z Grażyną i kolegami z innych AKNów, na przełomie czerwca i lipca 1978 roku jeździliśmy na łacie śniegu od północnej strony Łomnicy pod przełęczą Baranie Rogi w Tatrach Słowackich. Mieszkaliśmy wtedy w schronisku Brncalowa Chata (Chata pri Zelenom Plese). Podobnie jak teraz, i wtedy letnie narciarstwo w Tatrach było nielegalne. Trzeba się więc było wystrzegać parkowych strażników.
Razem z moim wstąpieniem do AKNu, w Klubie rozpoczął starty i treningi Stefan Brońka. Był świetnym zakopiańskim narciarzem z klubu Wisła Gwardia, który zaczął studia na Politechnice Śląskiej i jeździł znacząco lepiej niż wszyscy gliwiccy mistrzowie. Był dla mnie niedościgłym wzorem, miedzy innymi dlatego, że nie potrafiłem w żaden sposób nadążyć za jego niezwykłą dynamiką i precyzją jazdy. Razem jeździliśmy w klubie AKN i sekcji narciarskiej AZS długie lata, a później, już jako rodzice, założyliśmy dla naszych dzieci Międzyszkolny Klub Narciarski Gliwice.
/Bogusław Nowakowski, listopad 2017/