Dlaczego i jak

Wspominając historię powstania MKN-u, trzeba przypomnieć gliwicki AKN „FIRN”, największy i najbardziej aktywny polski akademicki klub narciarski działający w latach 70 i 80-tych ubiegłego wieku. Tam spotkali się założyciele naszego klubu, chociaż niektórzy z nich na pewno pamiętają też inne gliwickie narciarskie organizacje, takie jak działający przy PTTK Gliwicki Klub Narciarski, czy szkółkę narciarską Politechniki Śląskiej. Łączyły nas przyjaźnie, „miłość do nart”, ale organizacja współczesnego klubu narciarskiego wymagała czegoś więcej. Spotkanie próbujące reaktywować środowiskowy klub narciarski, które odbyło się w 1998 roku z mojej inicjatywy, w restauracji gliwickiego Hotelu Leśnego, nie przyniosło wielkiego rezultatu, chociaż miło było spotkać „starych znajomych”. Dopiero dwa lata później okazało się, że tym najważniejszym i najbardziej energetycznym łącznikiem – katalizatorem była chęć stworzenia wspaniałej organizacji narciarskiej dla własnych dzieci.

Wielu z nas miało już doświadczenia w szkółkach narciarskich i wyjazdach z najbliższymi znajomymi. Pracując jako instruktor w szkółce, zorientowałem się, że najlepszą i najbardziej uczciwą strategią doboru szkolenia narciarskiego, jest dopasowanie go do średniego poziomu umiejętności w grupie szkoleniowej. Wtedy są najmniejsze dysproporcje w wymaganiach szkoleniowych i poziom zadowolenia klientów – uczestników szkółki jest średnio największy. Niestety nie był to poziom, który większość z nas, przyszłych założycieli MKN, akceptowałaby dla swoich dzieci. Chciałem stworzyć organizację nastawioną na indywidualne szkolenie każdego zawodnika, w której łatwy byłby zakup zawodniczego sprzętu, dobra organizacja wyjazdów, treningów narciarskich i startów w zawodach, a wszystko to w „strawnych” cenach i warunkach finansowych.

Z pomysłem na założenie narciarskiego klubu dla naszych dzieci zwróciłem się do najbliższych znajomych i późnym latem 2000 roku spotkaliśmy się w restauracji Casa Austria zakładając stowarzyszenie Międzyszkolny Klub Narciarski. Chcieliśmy wybrać z rejonu Gliwic i okolic najlepszych młodych narciarzy i stworzyć dla nich coś specjalnego. Jak się później okazało, dopiero życie i wspólne doświadczenia doprowadziły do ukształtowania się konkretnego klubowego programu. Wyjechaliśmy po raz pierwszy razem jesienią na lodowiec do Hintertux.

Od samego początku, naszą główną zasadą organizacyjną, było wspólne działanie. Każdy z rodziców musiał deklarować własne zaangażowanie. W zamyśle, zasada to miała również prowadzić do oszczędności kosztów, lecz okazała się, w mojej ocenie, głównym motorem naszej skuteczności. Rodzice, w życiu zawodowym często świetni organizatorzy, działali dla własnych dzieci, wspólnie, razem z nimi wyjeżdżali na obozy treningowe i zawody. W naturalny sposób tworzyliśmy stowarzyszenie – najlepsze, na jakie było nas stać. Chylę czoła przed moimi wspaniałymi koleżankami i kolegami, z którymi miałem możliwość spotkać się w klubowym towarzystwie i razem współpracować. Zasilali MKN pomysłami, energią, szlachetnym stylem bycia i działania. Przez te chwile, sezony i lata miałem okazję, myślę, że nie tylko ja, wiele się od nich nauczyć, nawiązać przyjaźnie, które sobie niezwykle cenię i wiem, że przetrwają wiele lat.

W jednej z rozmów na temat klubowej działalności, Stefan Brońka określił mnie jako idealistę, a siebie jako realistę.  Nasz klub był wspólnym dziełem bardzo wielu idealistów i realistów.

Pomimo, że prawne ramy działania stowarzyszenia są prawie identyczne jak firmy rejestrowanej w sądzie, to w stowarzyszeniu określony jest tylko kierunek działania, a nic nie mówi się o efektach. Nie ma przymusu działania, ani osiągnięcia określonego wyniku, np. finansowego. Robimy tylko to, co chcemy robić, byle by mieściło się to w ramach zakreślonych klubowym statutem. Można było „sięgać ręką do gwiazd”, by, jak mówił guru marketingu David Ogilvy, złapać tylko cokolwiek dobrego, lub, jak zachęca gliwicki rzeźbiarz Krzysztof Nitsch, sięgać „ku słońcu”, ściągając do siebie małe słoneczka. Niewiele ryzykowaliśmy marząc o wspaniale zorganizowanym klubie – jedynie własne plany i zaangażowanie. Wymienię tylko kilka przedsięwzięć, które w przeszłości wydawały się nam abstrakcją, a które w stosunkowo krótkim czasie, przełamując bariery naszej wyobraźni, okazały się realną rzeczywistością. W pierwszym sezonie tylko kilkoro dzieci wystartowało w zawodach o Puchar Polski PZN, w tym również w bardzo trudnej konkurencji jaką jest supergigant. Rodzice nie wierzyli, że nasi narciarze mogą być do nich wystarczająco przygotowani – w następnych sezonach startowali już prawie wszyscy. Wydawało się niemożliwością, by ktoś z gliwickiego MKN-u wygrał ogólnopolskie zawody PZN, czy zakwalifikował się do polskiej reprezentacji na międzynarodowe prestiżowe zawody – niedługo czekaliśmy na takie wyniki w wykonaniu Agaty Groyeckiej i Adama Wójtowicza. Dzięki pomysłom, zaangażowaniu i sprawności członków MKN-u, nasz slalom „O Puchar Lwa” stał się głośną imprezą, w której regularnie, wspólnie z innymi, startują członkowie kadry Polski.

      W sporcie wyczynowym, także narciarstwie, młodzi ludzie spotykają się koniecznością dotknięcia granic możliwości, doskonałości, wytrzymałości. Uświadamiają sobie jak daleko od codzienności leżą te granice. Uczą się pokonywać trudne i bardzo trudne przeszkody. Doświadczają ile razy trzeba przegrać, by jeden raz wygrać i jak wtedy smakuje to zwycięstwo. Zawierają przyjaźnie na całe życie. Właśnie między innymi dlatego chciałem, żeby moja córka Agnieszka uprawiała narciarstwo.

      Nasz Klub, przez 10 lat, stale się rozwijał – członkowie i kolejne zarządy, pamiętali o zasadzie, że rozwój jest możliwy tylko, gdy więcej wkłada się niż wybiera. W niewielu klubach sportowych obowiązują takie zasady i styl wspólnego działania. Na pewno nie ma w nich tak wspaniałej atmosfery koleżeńskiej i przyjacielskiej wśród rodziców, na którą w świecie nie ma ceny. Myślę, że to było i jest najcenniejszą wartością w naszym stowarzyszeniu – tym, co ciągle popychało nas tak mocno wprzód.

Na jednym ze spotkań na zakończenie sezonu Ala Zastawna, mając 12 lat, powiedziała nam chyba największy komplement  – „Jak będę duża, to też założę taki klub”. To było na pewno najwspanialsze podziękowanie, na jakie mogliśmy sobie zasłużyć.

 

Bogusław Nowakowski



czytaj dalej